System reklamy Test

Małgorzata Karp-Soja

Każdy, kto uczestniczył w wernisażach jej wystaw doskonale wie, że nie jest to zwykłe spotkanie przy okazji prezentacji sekwencji malowideł, ale pewnego rodzaju quasi teatralny spektakl. Pani Małgorzata odgrywa w nim rolę aktora i reżysera. Sama występuje najczęściej jako Chimera – lokomotywa, prowadząca pociąg złożony z przewrotnych nieco biletów - zaproszeń (…),  jako animatorka lub osoba uruchamiająca specjalnie wprowadzoną w obraz postać ("Animatora"). Wcześniej jednak występuje jako ktoś, kto potrafi np. zachęcić profesjonalnych aktorów, muzyków i amatorski dziecięcy zespół teatralny do ożywienia jej obrazów, do wcielenia się w jej postacie. To wszystko wciąga na ogół publiczność. Takie wychodzenie przez malarza poza malarstwo, w kierunku teatru, ma w nowej sztuce swoje źródła, jednak Małgorzata Karp – Soja czyni to w sposób oryginalny, a dla niej i dla jej sztuki właściwy. (…)
Od wielu lat Małgorzata Karp – Soja buduje własny, autonomiczny świat malarski. Ma "swoje" ujęcia i skale, właściwą dla niej jedynie, stonowaną ekspresję i specyficzną ikonografię. Operuje różnymi kolorystykami i konwencjami budowy formy. Są obrazy o charakterze szkicu, są i dopracowane w każdym calu (to zasadnicza większość). Spotykamy maleństwa i wielkie płótna, jest dwustronnie malowany parawan i długie wąskie "fryzy - jamniki". Obok płócien właściwie czarno – białych spotykamy takie, które opierają się na zestawie kilku skontrastowanych barw, ale są także bardzo żywiołowe pod względem kolorystycznym. Mamy ujęcia graficzne ale zdarzają się kompozycje w pełni trójwymiarowe. Pojawiają się obrazy podzielone na "komórki" ale również wielkie jednolite całości, układy szachownicowe, fryzowe i pasowe, zazwyczaj o poziomych, równoległych pasach. Ujęcia zrytmizowane i ornamentalne przeplatają się z kształtowanymi miękko i przestrzennie. Zderzają się ze sobą różne skale i perspektywy (także perspektywa hierarchiczna lub surrealistyczna, mówiąc z przymrużeniem oka), linearyzm sąsiaduje z malarskością, ruch z kolażowym bezruchem. Wszystko to stosowane świadomie, w dążeniu do określonego artystycznego celu.  Świat złożony z różnych elementów jest jednak jak mi się wydaje ten sam. W obrazach swych – w każdym razie w większości z nich – odwołuje się Pani Małgorzata do klimatów de la belle epoque. Przy czym dodać należy, że nie ma tu mowy od jakimś wiązaniu się z dziełami owych czasów, z głębokimi inspiracjami, (nie mówiąc już o cytatach czy naśladownictwie), co malarka wyraźnie podkreśla. Sama tworzy swój magiczny świat a każda jej praca, każdy cykl opowiada jakąś historię, opisuje metamorfozy kreowanej rzeczywistości, "prowokowane" lub "nakazane" przez autorkę. Na niektórych obrazach wszystko to, co przedstawia ujęte jest w swoisty kadr: to krawędź perforowanej błony filmowej. Bo malarstwo to po części tworzy a po części archiwizuje ten świat, jako zapis filmowy, jako czas zatrzymany w stop-klatce.   Zachęca nas więc Ona do podróży w stylu fin-de-siecle, oczywiście koleją żelazną. Wiążą się z nią oczywiście ludne dworce kolejowe, pociągi, wagony. Dokąd nas prowadzi? Do Italii  ukochanej przez Nią wielką miłością. Do paryskiej bohemy artystycznej, z tym jedynym, niepowtarzalnym zestawem teatrzyków (ale są też i włoskie, np. Teatro Belli), z ich kulisami, do kabaretów, rewii, cyrków (w których pojawiają się głównie ludzie), kafejek, barów, cafe-chantant, ale także wybiegów, na których odbywają się pokazy mody, sklepów, czy pracowni krawieckich. Prowadzi do lalek, manekinów i ludzi, którzy krążą w nieustannym ruchu – tańcu na scenie życia? U niej wszystko właściwie jest w jakiś sposób teatrem, kabaretem, cyrkiem (…). To świat pięknej artystyczno – teatralnej dekadencji. Ten, który kiedyś fascynował Henri de Toulouse-Lautreca i wielu innych francuskich malarzy jego czasów ale także Niemców i Skandynawów, który zgłębiał zadumany Witold Wojtkiewicz, na wesoło komentował Kazimierz Sichulski i "Kabaret Zielony Balonik", ale także dostrzegł Leon Wyczółkowski, później Stanisław Makowski, ostatnio zaś reżyser i aktor Woody Allen. To miniony świat, dziś nostalgiczny, fantastyczny, oniryczny, który z perspektywy pięciu czy sześciu pokoleń zachwyca wszystkich(…). Odbieram to jako delikatny, egzystencjalny smutek. Bo też nad tym całym towarzystwem, nad tymi miejscami fascynującymi wisi – jak nad wszystkim co stworzone – cień przemijania. Nie żeby zaraz groza śmierci, lub  nieuchronna zagłada, ale coś zasugerowanego delikatnie i subtelnego oraz jakby niezbyt poważnego: po prostu cichy upływ czasu i kukiełkowa vanitas. Nie mamy więc świata ginącego lecz zasypiający, głównie po to by znów trzeba było budzić i ożywiać, czym zajmie się Pani Małgorzata i wykreowany przez Nią "Wielki Animator"(…).