System reklamy Test

Magdalena Nałęcz

  Okno w malarskiej ikonografii bywa często interpretowane jako wyraz tęsknoty za wolnością, za swobodą upajania się światłem, przestrzenią, ruchem; tym co odległe, ale jeszcze w zasięgu oka mobilizuje do porzucenia zachowawczej stabilności i dręczącego miejsca ukrycia.
  W najnowszych obrazach Magdaleny Nałęcz widoczny jest często dolny skrawek uchylonego okna, rozświetlającego mroczne, brązowo-ugrowe wnętrze pracowni, gdzie na parapetach i na blatach stołów pojawiają się martwe natury złożone ze szklanych, laboratoryjnych naczyń (kolby, słoiki, menzurki, buteleczki po lekarstwach), z blaszanych lejków, kubków a także z wędzonych makreli ułożonych na talerzach oraz z muzycznych instrumentów (skrzypce, stara złocista trąba).
  Pomimo tej, zdawałoby się racjonalnej rzeczywistości, obrazy Magdaleny Nałęcz działają w pierwszej kolejności sugestywnym nastrojem, gęstą atmosferą ciemnego wnętrza, w którym okienne światło wydobywa metafizyczne błyski i opalizacje nokturnowych barw. Znane mi cykle poprzednich płócien artystki można powiedzieć, że były jak gdyby śmielsze w penetracji okiennej przestrzeni. Przedstawiały one bowiem widoki miasta (Krakowa), zwarty labirynt zabudowań i dachów od których blisko już było do wyzwalającego nieba.
  Teraz, jak gdyby z ukrycia, Magdalena Nałęcz widzi miasto przez uchylone drzwi od balkonu, albo przez część rozjarzonego okna. Z tych dwóch stref „światła i cienia" zbudowany jest niemalże każdy, ostatni obraz artystki, nie biorąc pod uwagę motywów pejzażowych z Hiszpanii i kameralnych martwych natur, których bohaterami są dwa uśmiercone pstrągi na talerzu. Przyglądam się dłużej i uważniej wszystkim barwnym strojeniom i niuansom, zwłaszcza na dużych płótnach. One są trudniejsze do rozegrania i znacznie trudniej stworzyć w nich klimat i ciepło osobistego przeżycia.
  Ledwie widoczny kształt skrzypiec położonych na drewnianym stołku pod oknem zaznacza się tylko jednym refleksem na kunsztownym wygięciu. Niemy dźwięk skrzypiec możliwy jest dzięki światłu. Dzięki promieniom słońca ubogie wnętrze pracowni robi się niezwykle urokliwe i magiczne. Przypominam sobie wiersz Józefa Czechowicza, który przepięknie śpiewa Marek Grechuta:
                „Miła moja, chylą się żółte mlecze
                 w doliny napływa gór cień
                 cichy od wieczerz..."
  Na martwych naturach Magdaleny Nałęcz złociste ugry, żółcienie, brunatne brązy i błękity a także bardziej soczyste akcenty czerwieni stwarzają ten aromat, który wspólny jest także dla wielu znakomitych, krakowskich malarzy. Oni, tworząc go już od dawna znajdują w młodych artystach bratnie dusze.

                                                                                                         Stanisław Tabisz, maj 1997