System reklamy Test

Grzegorz Bienias

"Monotypia"

   Monotypia: technika graficzna należąca do druku płaskiego. Na wypolerowanej płycie metalowej lub szklanej wykonuje się wielobarwną kompozycję wolnoschnącymi farbami (olejnymi, drukarskimi), rzadziej: kredką; odbija się ręcznie na zwilżonym papierze otrzymując zasadniczo tylko jedną odbitkę (zwana też monotypią) z jednorazowo opracowanej płyty, ponieważ nie utrwalona farba przenosi się prawie w całości z płyty na papier. Technikę monotypii wynaleziono w XVII wieku; popularna od XIX w. Współcześnie stosuje się odmianę tej techniki polegającą na przyłożeniu papieru do powleczonej farbą drukarską płyty metalowej i rysowaniu na odwrocie papieru kredką czy ostrym lub miękkim narzędziem; uzyskana tak odbitka przypomina litografię podaje Słownik terminologiczny sztuk pięknych.
  To prawda, lecz połowiczna, gdyż tycząca kwestii technicznych tylko, a te pełnią w dziele rolę służebną.
  W rzeczywistości zaliczona do grafiki monotypia jest autonomiczną i rządzącą się własnymi prawami dyscypliną. Nie jest grafiką, gdyż z opracowanej płyty otrzymuje się tylko jedną odbitkę, zaś conditio sinequa non grafiki jest jej powtarzalność, możliwość wykonania większej liczby egzemplarzy. Nie jest jednak również malarstwem, chociaż je niekiedy przypomina, ani rysunkiem, mimo iż wykonuje się ją często przy użyciu rysunku właśnie. Czymże jest więc owa przedziwna technika, zaś nade wszystko - czemu służy, czemu malarze miary Grzegorza Bieniasa podejmują trud opracowania graficznej płyty, miast stanąć przed sztalugami z paletą w ręce i oddać się beztroskiej radości tworzenia a vista, w nieustannym dialogu z powstającym dziełem, z możliwością korygowania błędnych decyzji?
  W swej najgłębszej istocie monotypie Bieniasa są połączeniem rysunku i malarstwa w jedną spójną całość. To jakże proste stwierdzenie jest jednak w rzeczywistości niezwykle złożone i bogate w podteksty. Rysunek nie jest bowiem - jak pisał przed wiekami Federico Zuccaro „materią ani ciałem; jest natomiast ideą, porządkiem, terminem, przedmiotem umysłu, jest rozumieniem i pragnieniem". Jest więc uczuciowością sztuki i jej umysłem.
Malarska plama natomiast, jej barwa i kontrasty są sercem sztuki, jej uczuciem i nierozerwalnie z nią związaną intuicją. Barwa i jednakie z nią światło jest magią, wymyka się spod kontroli rozumu i pragnie go zdominować.
  Monotypie Grzegorza Bieniasa są pasjonującym obrazem przekładania myśli w uczucia na zasadzie tłumaczenia, do którego można skądinąd zastosować bon mot wybitnego specjalisty w tym względzie, Boya-Żeleńskiego, twierdzącego z kpiarską powagą, że tłumaczenie jest jak kobieta - jeśli wierne - to niepiękne, a jeśli piękne - to niewierne, gdyż, istotnie, rozum wraz z właściwą mu logiką i dążeniem do osiągnięcia maksymalnej klarowności formuły stoi w wyraźnej opozycji do emocji wraz z typową dla niej skłonnością do spiętrzania środków ekspresji i dramatycznych kontrastów.
  Sztuka Grzegorza Bieniasa sięga korzeniami klasycznej dewizy docera, premovere, delectari - uczyć, wzruszać, sprawiać przyjemność. Odbiciem tych upodobań jest jego pracownia - jasna, przestronna, wręcz ascetyczna w umeblowaniu, jakże inna od zatłoczonych ponad wszelką miarę atelier wielkich mistrzów dramatu, w których, jak u Matejki, pyszniły się pancerze i delie, jedwabie i adamaszki wśród natłoku innych rekwizytów. Jedyną jej ozdobą są kopie antycznych rzeźb jako wspomnienie i wzorzec ideału sztuki, o której Augustyn, święty biskup Hippony, lecz znakomity esteta zarazem, pisał: „Rozum dostrzegł, że podoba mu się tylko piękno. W pięknie zaś kształty, w kształtach proporcje, zaś w proporcjach liczby".
  Z antycznych wspomnień też powstają monotypie artysty, z nakładających się na siebie obrazów, fragmentów pejzaży pełnych zwalonych kolumn i pomnikowych koni. I ludzi, współczesnych, lecz o klasycznych proporcjach i takim że klasycznym spokoju. Powstają ze wspomnień, owianych duchem antycznego temperantio, pogodnego umiaru i jakże dlań typowego niewinnego, gdyż naturalnego erotyzmu śródziemnomorskiej sielanki. Wrażenie spokoju pogłębia kompozycja, oparta na idealnej harmonii podziałów pionowych i poziomych, w których nawet niewprawne oko dostrzeże doskonałość „złotego cięcia", zwanego również „wrotami piękna". Ideału równie aktualnego w grecko-rzymskiej starożytności jak dziś, by wspomnieć tylko grupę o nazwie „Section d'or", do której należeli twórcy wielkiej awangardy z Picassem na miejscu poczesnym.
  Również dochodzenie do plastycznych decyzji i ostatecznych rozstrzygnięć przebiega na dawnej i sprawdzonej pokoleniami metodzie Kanta i Schopenhauera, postulującej aprioryczność intencji wobec dzieła.
  Bienias porządkuje wspomnienia śródziemnomorskich podróży, a potem wykonuje szkice. Wiele fragmentarycznych szkiców, które następnie przenosi na rozpięty na ścianie papier. A jeszcze później rozpoczyna pracę na kartonie leżącym na płycie pokrytego farbami pleksiglasu. W końcu podnosi karton i widzi monotypię. W rzeczywistości jednak tak on, jak my widzimy transpozycję rysunku w malarstwo, a logiki w emocje; tego, co jasne i przejrzyste, więc apolińskie, w to, co mroczne, tajemnicze, niesprawdzalne i nieprzewidywalne, więc dionizyjskie, pod którymi to terminami kryje się nasza świadomość i podświadomość, o której Breton, twórca i teoretyk nadrealizmu, pisał, że bardziej istotnym od produkowania dzieł sztuki jest „rozświetlanie części nie odkrytej naszej istoty, której całe piękno, miłość i cnota zaledwie przez nas poznane lśnią blaskiem intensywnym".
  Monotypie Grzegorza Bieniasa są piękne i są dziełami sztuki, a jednocześnie rozświetlają, jak tego chciał Breton, nieznane partie naszej istoty. Dla tej też przyczyny należałoby je oglądać i analizować z obu stron. I zamyślić się: czy w ich awersie i rewersie, w ich współzależnościach istniejących na przekór biegunowym, zda się, rozbieżnościom nie odnajdujemy siebie i wrodzonej nam dwoistości postrzegania otaczających nas zjawisk i genezy naszych czynów tym samym?
  Grzegorz Bienias rysuje, tworzy grafiki, monotypie i maluje, łącząc w swych rękach i wyobraźni aż cztery dyscypliny artystyczne wraz z właściwymi im środkami wyrazu. To jednak pozór jedynie. W rzeczywistości jego sztuka tworzy zazębiającą się i niemożliwą do rozdzielenia całość. Rysunek jest wstępem do grafiki albo przeradza się w monotypię, ta zaś bywa osnową olejnych obrazów. Koło się zamyka. Dyscypliny koegzystują ze sobą na równych prawach, podporządkowane jedynemu, wspólnemu i nadrzędnemu celowi - artystycznej wypowiedzi w przenośnym i dosłownym znaczeniu.
Bo Bienias lubi mówić i potrafi to robić, lubi opowiadać o rzeczach wielkich i małych, poważnych i frywolnych z pasją późnogotyckiego artysty i jego zdolnością łączenia sfery sacrum ze sferą profanum, a wzniosłej filozofii z atrakcyjną cielesnością. Na równych prawach i w naturalnym związku ze sobą. Lecz jednocześnie wszystko jest u niego elementem kompozycji, zaś nic nie jest zbędnym gadulstwem.
  Dzieła Bieniasa nie dążą bowiem do syntezy. One nią są, gdyż - lekko tylko parafrazując Bergsonowskie powiedzenie o filozoficznej intuicji determinującej wszystkie myśli filozofa - Bienias otrzymał taką właśnie intuicję malarską, a to dar bezcenny. Otrzymał również dar syntezy tradycji i nowoczesności w jej właściwym pojmowaniu, w na wskroś nowoczesnym traktowaniu plamy, linii, barwy oraz ich zestawień jako autonomicznych środków wypowiedzi; współczesne jest też eliminowanie szczegółów bez uszczuplenia bogactwa całości; współczesny na koniec jest klimat jego dzieł.
  Ponadczasowa natomiast jest ich zdolność przyciągania, a nawet fascynacji. I to jest w nich najważniejsze.
 
                                                                                                                                                     Jerzy Madeyski